witam, ostatnio mialem dziwna przypadlosc, ktorej nawet nie wiem gdzie przypisac, dlatego pisze tu:P
opis sytuacji:
jade trasą jakby nigdy nic (trasa 50km), w pewnym momencie slysze pojazd uprzywilejowany (jednak syrena o kilka tonow nizsza niz zwykle)

rozgladam sie po lusterkach, a tu nic... policja widmo

, olalem sprawe, dzwiek ustal. za 20 km to samo, tym razem na trasie, posrod lasow bylem sam, zadnego innego pojazdu, wiec to z cala pewnoscia JA tak halasuje

pierwsze podejzenie: łozysko. zjezdzam na zatoczke autobusowa, zatrzymuje sie, a to skubanstwo nadal wyje

to nie klakson... otworzylem maske, i zaczalem nasluchiwac... musze przyznac ze dzwiek byl dosc glosny (stad pierwsze podejzenia padly na klakson). dzwiek dochodzil z przedniej czesci komory silnika, okolice chlodnicy, lub przednia czesc bloku silnika. i nagle... halas ustal

bylo ciemno jak w odbycie murzyna, wiec de facto niczego podejzanego pod maska nie zauwazylem. i dalej reszte drogi wszystko juz bylo ok. jednak dzisiaj jadac do pracy sytuacja sie powtorzyla...
i teraz zaczynamy quiz: co to moze byc??
obstawiam ze to urzadzenie, ktore nie pracuje stale, a wlacza sie w okreslonej sytuacji, i podobnie wylacza. moze lozysko silnika wentylatora??? moze jakas pompka??
najgorsze jest to ze nawet jesli pojade do mechanika, to nie wiem co mu powiedziec: "panie, wyje mi pod maską"?? chyba by mnie wysmial
macie jakies typy?